sobota, 21 marca 2015


17.05.2015


 
 

Minęło już 10 lat. 10 lat odkąd to wszystko się skończyło.  

Pod sobą czuje miękkie poduszki skórzanej sofy. Całe moje ciało okrywa cienki, puszysty koc. Czuję światło słońca ogrzewające mi twarz. Oczy mam zamknięte, ale w mojej głowie jest pełno myśli. Nie o przeszłości, ale o teraźniejszości. O tym jak bardzo jestem teraz szczęśliwa. Mam piękne mieszkanie, dobrą pracę i…

- Mamo! Wróciliśmy! – głos mojej córeczki roznosi się po całym domu.

Słyszę jak wraz z tatą wchodzi do środka i biegnie w moją stronę. Jej małe rączki oplatają mnie i przytulają z całej siły. Nie otwierając oczu mocno przyciskam ją do swojej piersi. Kocham ją tak mocno! Jest jednym z moich największych skarbów. Drugim jest oczywiście on. Słyszę jak zmęczony po całym dniu pracy podchodzi by ucałować mnie w czoło.

- Dzień dobry kochanie. – jego głos jest tak miękki i kojący, że pragnę go słuchać do końca mojego życia. –Czy nie męczysz się za bardzo tak leżąc?

Zaśmiałam się. Tylko on jeden potrafi mnie tak szybko rozśmieszyć. Jego wargi dotkają mojego czoła, a potem przesuwają się by dotknąć moich ust. Cóż za cudowne uczucie. Jego usta idealnie pasują do moich. Odsuwa się ode mnie, a ja powoli otwieram oczy. Wydają się okropnie ciężkie, jakbym nie otwierała ich od kilkunastu godzin. Nie bez wysiłku podnoszę powieki. Przed sobą widzę korony drzew i jasne niebo.

Sen był tak realistyczny, że z zaskoczenia aż podskakuję. Dobrą minutę zastanawiam się co się dzieje. Dopiero potem zaczyna docierać do mnie rzeczywistość. Jestem w lesie. Minęły dwa dni odkąd uciekłam. Chłód poranka boleśnie przebija się przez kurtkę, której używam jak koca. Moja bluzka i tył spodni są całkowicie przesiąknięte poranną rosą. Całe ciało mam obolałe. Mimo wielkiej chęci pozostania na miejscu i czekania aż coś mnie zje lub póki mech mnie nie porośnie, wstaję, zakładam na plecy plecak i ruszam przed siebie. Wiem że muszę iść dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz